Nazwę miejscowości w której się wychowałem kojarzy prawie każdy, kto zajmuje się Holokaustem bądź stosunkami tzw. polsko-żydowskimi. Jedwabne – jest synonimem zła, cierpienia, bratobójczej przestrzeni, w której sąsiedzi spalili swoich sąsiadów. Tematem tej zbrodni na dobre zainteresowałem się w czasie, kiedy na świat wyszła książka prof. Jana Tomasza Grossa pt. „Sąsiedzi. Historia zagłady żydowskiego miasteczka” – wcześniej, jeżdżąc rowerem w miejsce kaźni, widywałem tam głaz, na którym było napisane, że jacyś Niemcy spalili jakichś Żydów. Ten sam tekst słyszałem w domu, szkole, na podwórku… Na przełomie lat 2000/2001 byłem uczniem II i III klasy gimnazjum w Jedwabnem. Miałem wówczas 15 lat i wraz ze swoimi rówieśnikami nie do końca wiedziałem, co się dzieje w miasteczku, na które patrzy cała Polska, a nawet świat. Kiedy pytaliśmy nauczycieli czy rodziców o to, co zaszło 10 lipca 1941 r., w odpowiedzi usłyszeliśmy, że „to było dawno i nikt do końca nie wie, jak było”, albo, że „jest to sprawa polityczna”.
Kamil Mrozowicz
Jedwabne/Białystok