Przez wiele lat kompletnie nie miałam świadomości tematu. To się zaczęło na studiach teologicznych w Krakowie, zwłaszcza biblistyce. Fascynacja Starym Testamentem spowodowała nie tylko marzenie, by kiedyś nazwać swoje dzieci Rachela i Jakub (jak on ją musiał kochać, że służył za nią 14 lat w czasach, gdy u nas pewnie jeszcze na drzewach czy po jaskiniach siedzieli) – dziś to dla wielu dowód na naszą „żydowskość”, bo to marzenie się spełniło, choć to jeszcze nie był mój „żydowski” etap. On przyszedł jako kolejny: podczas studiów mieszkałam m.in. na krakowskim Kazimierzu, swoją pracę mgr (nie, jeszcze aż tak nie zajmował mnie ten temat, pisałam z teologii pastoralnej, o dialogicznym wymiarze kultury, więc dialog już się pojawiał…) wystukiwałam na maszynie do pisania w półlegalnie odnajmowanym pokoju przy ul. Józefa. Dopiero wtedy, tam, zaczęły do mnie pomału docierać kultura i historia Żydów. Chodziłam po Kazimierzu, jeszcze brudnym i zaniedbanym, robiłam zdjęcia m.in. resztkom hebrajskim szyldów, zaglądałam na spotkania TSKŻ, nie wiedząc, czy – jako gojce – mi wolno, i trochę lękając się legendarnego bł. pam. Henryka Halkowskiego, który mierzył mnie swym świdrującym okiem.
Urszula Antosz-Rekucka
Mszana Dolna